Jak oceniłby Pan spotkanie ze Stalą? Trzeba przyznać, że emocji w nim nie zabrakło... Maciej Fijałek: - No tak, udało się wygrać pierwsze dwa sety. Potem chyba pomyśleliśmy, że dalej już "pójdzie" i dokończymy tego trzeciego seta. Niestety, przestaliśmy dobrze zagrywać. Popełniliśmy trochę błędów, no i można powiedzieć, że Nysa nam się "rozhulała". Na szczęście w tie-breaku wróciliśmy do naszej dobrej gry. Teraz cieszymy się, że zostajemy w lidze. Nie ma dla nas znaczenia, czy zajęliśmy VII czy VIII miejsce. Nie kalkulujemy. Jesteśmy w lidze i gramy dalej. Być może pokusimy się jeszcze o jakąś niespodziankę.
Czy zgodzi się Pan z tym, że oba zespoły grając o play-offy grały głównie o 100% utrzymanie, jakie dawało zajęcie miejsca w pierwszej ósemce? - Tak, każdy wiedział, jakiej wagi to jest mecz, jakie jest jego ciśnienie. Cieszy, że potrafiliśmy wygrać spotkanie, któremu towarzyszyło takie napięcie. Myślę, że będzie to procentować w przyszłości.
W pokonanym polu został Pana poprzedni klub. Przyniosło to Panu tym większą satysfakcję czy jednak poczuł Pan jakiś dyskomfort? - Nie, w tamtym roku byłem w Nysie, wygrałem z nimi ligę. Teraz jestem w Kętach, więc tamto to już historia. Gram w Kęczaninie i to jest teraz najważniejsze. Wiadomo, że jest jakiś tam podtekst, ale myślę, że to nie miało znaczenia.
Czy przed sezonem przychodząc do Kęt wyobraziłby Pan sobie scenariusz, że gracie decydujący mecz o play-offy i wyrzucacie z nich Stal Nysę? - Na pewno nie. Myślałem, że ta Nysa pogra w tym sezonie trochę lepiej. Wiadomo, że wierzyłem w nas cały czas, jednak beniaminek zawsze w pierwszym sezonie ma ciężko. Tak było i w naszym przypadku, ale udało się i to nas cieszy. Jak wyjaśniłby Pan fakt, że w pierwszej rundzie szło wam zdecydowanie gorzej niż w tej rewanżowej? Byliście wtedy bliżej ostatnich dwóch zespołów niż czołowej ósemki. Czy było to przysłowiowe frycowe? - Myślę, że to frycowe trzeba było zapłacić. Poprzegrywaliśmy parę niepotrzebnych meczów. Przede wszystkim "ciągnęła" się za nami porażka z Jaworznem. Gdybyśmy wtedy mieli te trzy punkty więcej, to by było spokojniej. A było jeszcze parę takich meczów, np. w Bielsku i Suwałkach. Pogubiliśmy głupio punkty i musieliśmy walczyć do samego końca.
Rozmawiał Krzysztof Wilk, przegladligowy.com |