Kacper Popik: Cennymi lekcjami dla mnie na pewno były wszystkie treningi w okresie poprzedzającym uniwersjadę. Miałem okazję pracować pod okiem trenera Panasa, a do tego trenować z ludźmi, którzy grają w PlusLidze.
Oceniając już tak na chłodno wasz występ na uniwersjadzie, bardziej przeważa radość ze srebrnego medalu czy jednak niedosyt, że nie udało się wam stanąć na najwyższym stopniu podium?
Oczywiście, że przeważa radość, chociaż zawsze pozostaje niedosyt. Należy pamiętać, że ostatni medal na uniwersjadzie polska męska reprezentacja zdobyła 20 lat temu. A patrząc na naszą drogę do finału, w trakcie której stoczyliśmy w ćwierćfinale i półfinale dwa bardzo długie i zacięte spotkania, to jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się zdobyć medal.
Rosjanie byli nie do pokonania?
Rosjanie zagrali przyzwoite spotkanie, grali u siebie, co na pewno też im pomagało. Każdy grający w finale chciał wygrać, ale rywale okazali się lepsi.
A czy meczu z gospodarzami nie przegraliście w głowach, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego?
Każdy z nas, wychodząc na boisko, chciał pokazać się z jak najlepszej strony, bo przecież graliśmy w finale tak wielkiej imprezy.
Kluczowym meczem w takich turniejach jest zawsze ćwierćfinał. Wygraliście go 3:2, ale początkowo przegrywaliście z Koreańczykami 1:2. Świadomość wagi tego pojedynku tak bardzo na was ciążyła? A może była jakaś inna przyczyna tego, że musieliście walczyć o końcowy sukces w tie-breaku?
Trener mówił nam dokładnie to samo - albo gra się o medale, albo odpada, a wszyscy przecież wiedzieliśmy po co tam lecimy. Waga tego spotkania była ogromna, ale kiedy przegrywaliśmy, to nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że możemy odpaść już w ćwierćfinale. Koreańczycy grali swoją "nietypową", kombinacyjną siatkówkę. Poza tym bardzo dobrze przyjmowali i bronili. Patrząc na to, że wygrywali 2:1, a w tie-breaku mieli kilka piłek meczowych, to tym większa była nasza radość po zwycięstwie.
Ogólnie podczas uniwersjady zagraliście trzy spotkania pięciosetowe. Rywale was czymś zaskakiwali czy po prostu trudno było wam utrzymać odpowiedni poziom koncentracji przez cały mecz?
Każde z tych spotkań było bardzo ciężkie. Wiedzieliśmy, że nikt się przed nami nie położy i nie odda meczu bez walki, jedna i druga drużyna zdawała sobie sprawę z tego, co daje wygrana, gdzie się po niej znajdzie. Okazywaliśmy się lepsi w piątym secie i to my graliśmy dalej o spełnienie naszych marzeń.
A jak ocenisz poziom siatkarskich zmagań w Kazaniu? Chyba był on dość zróżnicowany, bowiem obok silnych Rosjan znaleźli się chociażby dość egzotyczni sportowcy z Makao...
Faktycznie, poziom był bardzo zróżnicowany. Mecze we wszystkich grupach to zweryfikowały. Myślę, że wszystkie osiem zespołów, które znalazły się w czołówce, zasługiwały na to bez dwóch zdań. Swoją drogą, bardzo fajnie, że mieliśmy okazję zagrać właśnie z siatkarzami z Makao i trochę ich poznać. Wiedzieli, że są na tym turnieju "chłopcami do bicia", a naprawdę do samego końca walczyli o każdą piłkę.
A jak twoje wrażenia z kadry? Wprawdzie nie miałeś zbyt wielu okazji na pokazanie swoich umiejętności, ale chyba i tak była to dla ciebie cenna lekcja?
Zgadza się, tego turnieju i całej jego oprawy na pewno nie zapomnę do końca życia, choć na początku był szok i niedowierzanie, bo Rosjanie spisali się powyżej oczekiwań każdego uczestnika czy kibica. Poza tym cennymi lekcjami dla mnie na pewno były wszystkie treningi w okresie poprzedzającym uniwersjadę. Miałem okazję pracować pod okiem trenera Panasa, a do tego trenować z ludźmi, którzy grają w PlusLidze i są w swoich zespołach kluczowymi postaciami.
źródło: Strefa Siatkówki - www.siatka.org
fot. Marcin Miłek |