22-letni Bartosz Mariański jest w tym sezonie jednym z ulubieńców kęckiej publiczności. Choć ma za sobą epizody w siatkarskiej ekstraklasie, w barwach AZS Indykpolu Olsztyn, w tym sezonie broni barw Kęczanina walczącego na pierwszoligowych parkietach.
Na parkietach ekstraklasy debiutował dwa lata temu, w wyjazdowym meczu Indykpolu w Częstochowie, wygranym przez olsztynian 3:1. – Takie dni się pamięta – podkreśla Bartosz Mariański. – Wszedłem na parkiet jako przyjmujący, w bezpiecznym dla zespołu momencie. To zrozumiałe. Przed sezonem 2013/14 trener olsztynian Krzysztof Stelmach postawił na czterech przyjmujących i jednego libero. To dlatego nie łapałem się do meczowej dwunastki. Gdyby trener chciał mieć w szerokiej kadrze dwóch libero, pewnie zaliczałbym jakieś epizody. Przed kolejnym sezonem uznałem, że lepiej grać regularnie w pierwszej lidze, niż siedzieć na ławce w ekstraklasie. Chcąc się sportowo rozwijać, trzeba na parkiecie znaleźć się w ekstremalnych sytuacjach. Na szczęście odpowiednią dawkę adrenaliny mam w Kęczaninie – dodaje z uśmiechem sympatyczny zawodnik.
Wybór Kęczanina nie był przypadkowy. W rodzinnym Olsztynie miał przyjemność współpracować z Marcinem Mierzejewskim i Piotrem Gruszką. Ten pierwszy występował w Kętach, a Gruszka tam się przecież wychował, zanim ruszył na podbój Europy, zostając wieloletnim reprezentacji Polski.
– Dokonałem dobrego wyboru. Jestem zadowolony z pobytu w Kętach. Mamy młodą drużynę, więc – razem z kolegami – za punkt honoru postawiliśmy sobie zakwalifikowanie się do strefy play–off. Czy nam się to uda? W sporcie nie ma nic pewnego. Mogę jednak zapewnić kibiców, że nie spoczniemy, nim dojdziemy... - zapewnia Bartosz Mariański.
Przygoda z siatkówką rozpoczęła się dla Mariańskiego w szóstej klasie szkoły podstawowej. Na początku była formą zabawy czy spędzenia wolnego czasu. – Jednak w wieku juniora zacząłem się nią zajmować już na poważnie, widząc w sporcie pewien pomysł na życie – tłumaczy zawodnik. – Olsztyn siatkówką przecież stoi. Może i warunkami fizycznymi odbiegam od innych, ale – mając 186 cm wzrostu – można znaleźć także w tej dyscyplinie miejsce dla siebie. Właśnie na libero. Mając 60 procent skuteczności w przyjęciu, mówi się o klasowym libero. Mariańskiemu w Kęczaninie udało się rozegrać takie spotkania, ale nie zamierza ich wyliczać, bo – jak mówi – w sporcie nie można się oglądać za siebie, lecz patrzeć w przyszłość, nieustannie starając się podnosić swoje kwalifikacje.
– Najtrudniej grało mi się właśnie w ostatnim meczu, przeciwko Camperowi. Zawodnicy lidera mieli trudną i urozmaiconą zagrywkę – przyznaje libero Kęczanina.
Skoro dla Bartosza Mariańskiego siatkówka jest sposobem na życie, latem próbuje swoich sił w plażowej jej odmianie. Jego partnerem na piasku jest występujący na co dzień w drugoligowym AZS UAM Poznań Kamil Radzikowski. – Plażówka jest taką formą zabawy, ale mam w niej małe sukcesy – mówi z uśmiechem kęcki siatkarz. – Dwa lata temu, jeszcze w wieku juniora, zająłem siódme miejsce w seniorskim Pucharze Polski. W ubiegłym roku zaliczyłem prawie wszystkie turnieje Plaży Open, bo nie byłem tylko w Kętach. Jak się później okazało, to miasto było mi pisane. W siatkarskim światku słychać, że tegoroczna edycja tej imprezy stoi pod znakiem zapytania.
Plażówka jest dla zawodnika rodem z Olsztyna ważna także z innego powodu. To w niej spotkał Żanetę, która do dzisiaj zajmuje ważne miejsce w jego sercu. – Jesteśmy ze sobą już sześć lat – mówi z dumą Bartosz Mariański. – Moja lepsza połówka często odwiedza mnie w Kętach. Studiuje technologię żywienia. Ponoć do serca mężczyzny trafia się właśnie przez żołądek – przypomina siatkarz Kęczanina. I dodaje: – Jest mi bardzo pomocna. Przed meczem zawsze przygotuje mi taki posiłek, żebym na parkiecie nie czuł się ociężały.
W Olsztynie dziennie studiuje stosunki międzynarodowe. Jest na trzecim roku. – Okazuje się, że można studiować dziennie, grając na drugim końcu Polski – uśmiecha się kęcki siatkarz. – Jest ciężko, bo na zajęciach jestem gościem, ale jakoś jeszcze daję radę. Przecież wcale nie jest powiedziane, że w przyszłości muszę zarabiać w wyuczonym kierunku.
Z Bartoszem Mariańskim rozmawiał Jerzy Zaborski (Gazeta Krakowska) |